Świętując Boże Narodzenie, świętujemy – udany poród!
Lakonicznie jest w Piśmie Świętym napisane, że Maryja URODZIŁA:
„Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie”
Łk 2, 7
Jak mogło wyglądać poród Jezusa?
Ta historia porodowa jest interpretacją tamtych wydarzeń, aby przybliżyć sobie tamten dzień, który oczywiście nie wiemy jak wyglądał.
Zapraszam Cię do wyjątkowej chwili w dziejach świata – narodzenie Zbawiciela.
.
💙 Historia porodowa Maryi 💙
Urodziłam z dala od domu, z dala od bliskich.
Urodziłam w miejscu, w którym normalnie się nie rodzi.
Wtedy nie bałam się, jednak czułam strach kilka miesięcy wcześniej.
Zanim dowiedziałam się o ciąży moje życie było zwyczajne.
Pochodzę z Nazaretu. Miasto to nie cieszyło się dobrą sławą. Byliśmy ubodzy, jak każdy sąsiad obok.
Zajmowałam się obowiązkami domowymi, chodziłam po wodę do studni, gotowałam, piekłam, szyłam, prałam.
Normalnie kobiety w moich czasach o ciąży dowiadywały się, gdy brzuch się zaokrąglał i zaczęły czuć ruchy dziecka.
Ja dowiedziałam się o dziecku, jeszcze zanim się poczęło. Wiem, grubo.
Zaręczona byłam z Józefem. Jednak nie mieszkaliśmy jeszcze razem. Zgodnie z żydowskim zwyczajem zostałam w rodzinnym domu. Jeszcze nie minął rok od zaręczyn, a dopiero po tym czasie następuje uroczyste przeprowadzenie panny młodej do domu pana młodego.
Cieszyłam się na wspólną przyszłość. I w dodatku coraz bardziej rozczulał mnie widok dzieci.
Zapragnęłam zostać mamą.
Jednak równocześnie pragnęłam oddać życie wyłącznie Bogu. Mieszkać w świątyni i służyć tylko Jemu.
W mojej sytuacji nie można było tego pogodzić. Pomyślałam, że również w tym codziennym życiu mogę Bogu służyć. W świątyni usłyszałam takie słowa, które dudniły mi w głowie i czułam, że mają coś wspólnego ze mną „Oto dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: „Bóg z nami”.
Pewnego zwykłego dnia idąc do studni słyszę, że ktoś mnie pozdrawia. Myślałam, że to ktoś z sąsiadów, ale, gdy usłyszałam, że jestem pełna łaski i Pan jest ze mną … odwróciłam się i myślałam, że dostanę zawału!
Uciekłam do domu. Wtedy wszedł do mnie Anioł i dalej mówił:
„Nie bój się, pełna łaski! Raduj się, zajdziesz w ciążę, urodzisz Syna i nadasz mu imię Jezus.
Twój Synek będzie wielki -ale spokojnie będzie ważył mniej niż 4 kilo 😉 Będzie nazwany Synem Najwyższego! Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida, i będzie panował nad domem Jakuba na wieki – Jego panowaniu nie będzie końca”.
Powiedziałam: „Ale jak to się stanie, skoro nie znam pożycia małżeńskiego? Jestem dziewicą.”
Odpowiedział mi: „Kochana, to łatwe dla Pana. Duch zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego zakryje cię. Dlatego święte dziecko, które się narodzi będzie nazwane Synem Bożym.
A! Słuchaj, mam nowinę!
Twoja krewna Elżbieta jest w szóstym miesiącu ciąży! Zobacz, ona uważana była za bezpłodną.
Nie ma dla Pana rzeczy niemożliwych!”
Przypomniałam sobie słowa „Oto Panna pocznie i porodzi Syna, któremu nada imię Emmanuel, czyli Bóg z nami.”
Po namyśle powiedziałam: „Jestem od tego, aby służyć mojemu Bogu. Niech się stanie jak mówisz. Zgadzam się”.
Anioł odszedł, a ja zaczęłam się szykować do drogi. Czułam, że muszę się z Elżbietą zobaczyć i to jak najszybciej.
Przez te cztery dni podróży do Ain Karim wiele rozmyślałam o tym niecodziennym spotkaniu. O tym co mówił mi Anioł.
Na jednym z noclegów, gdy kładłam się spać, położyłam rękę na brzuchu. Nic nie czułam. Nie miałam żadnych objawów ciąży.
Jestem matką … Boga? Niepojęte. Ziemia jest podnóżkiem nóg Jego, a ma się zmieścić w moim łonie?
A może coś mi się przewidziało? Na prawdę Ela jest w ciąży? Naprawdę ja jestem w ciąży?
Widok ciężarnej Eli będzie dla mnie potwierdzeniem. To mi wystarczy.
Gdy dotarłam na miejsce widziałam ciocię już z daleka. Krzyknęłam do niej, bo cieszyłam się, że mogę ją zobaczyć. A ona chwilę stanęła, złapała się za brzuch, a potem, gdy byłam już blisko, powiedziała: „O! Miriam! Jesteś niesamowitą szczęściarą! Jesteś błogosławiona Ty i owoc Twojego łona. Jaki mnie zaszczyt spotkał, że Matka mojego Boga przychodzi do mnie? Gdy usłyszałam Twój głos to maleństwo w moim łonie ożywiło się jak nigdy dotąd.
O, patrz, patrz jak kopie! Ono też się cieszy! Kochana, jesteś błogosławiona, że uwierzyłaś w Słowo Boga. Jak się cieszę, że przyszłaś!”
Nabrały mi się łzy do oczu … Skąd ona wie?
Pan, dał mi więcej potwierdzeń niż o to prosiłam.
Radość wysadzała mnie od środka i zaczęłam wielbić Boga całym swoim ciałem, duszą i umysłem. Dziękowałam Mu za wszystkie dobra, za Jego troskę i wypełnienie swoich obietnic, jakie dał naszym przodkom.
Moja sytuacja była w mniejszości, odmienności. Trudno byłoby znaleźć ludzi w podobnej sytuacji co moja. Którzy mają podobne doświadczenia, podobne problemy, aby mieć do kogokolwiek usta otworzyć. Na szczęścia miałam Elżbietę, a ona mnie. Przez ten czas budowałam swoją tożsamość, to kim jestem.
Byłyśmy sobie wtedy nawzajem bardzo potrzebne.
Spędziłyśmy razem trzy miesiące. Elżbieta była wsparciem dla mnie, a ja dla niej. Cieszyłam się, że mogę jej pomóc, a było jej coraz ciężej.
Zaczęłam czuć pierwsze dolegliwości ciążowe.
Nawet byłam przy porodzie Elżbiety z innymi krewnymi. Pomyślałam sobie, skoro ona mimo swojego wieku miała siłę urodzić, to ja też to będę potrafić.
Jestem wdzięczna, że mogłam przy niej być i zobaczyć cud narodzin. Nie wiedziałam, że aż tak przyda mi się to doświadczenie.
Wracając do domu, była przygotowana na to, że będę musiała się zmierzyć z konsekwencjami mojej decyzji.
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Józef sam zauważył, że jestem w ciąży. Był całkowicie zdezorientowany i załamany. Pytał się mnie czy się w kim innym zakochałam, ale jeśli tak to dlaczego wróciłam? A może ktoś zrobił mi krzywdę, to dlaczego jestem taka radosna?
Odpowiedziałam mu tylko, że nic z tych rzeczy.
Mógłby dać mi list rozwodowy i wtedy zostałabym sama z dzieckiem. Mógł też zażądać ode mnie przejścia przez „próbę gorzkiej wody”.
Wtedy narzeczony bierze narzeczoną do świątyni jerozolimskiej.
Przedstawia oskarżenie w obecności kapłana, następnie kapłan bierze około litra wody, wsypuje do niej popiół i tłuszcz, które spadły z ołtarza całopalnych ofiar. Robi z tego miksturę, po czym wypowiada modlitwę błogosławieństwa i przekleństwa nad posądzoną kobietą. Gdy skończy, daje jej przyrządzoną miksturę do wypicia. Jeżeli kobieta nie zwymiotuje, to znaczy, że była niewinna. Wtedy narzeczony, który posądzał ją o zdradę, płaci karę. Jeśli zwymiotuje – jest uznawana za winną. Wówczas się ją kamienuje.
Wiedziałam, że Józef jest sprawiedliwym i dobrym człowiekiem.
Bałam się, jednak nie żałowałam swojej decyzji.
Miał dać mi odpowiedź jutro rano.
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Spodziewałam się, że zerwie zaręczyny. Mówił, że chciał tak zrobić.
Następnego dnia przyszedł do mnie. Przez chwilę milczał, podszedł bliżej, wziął mnie za ręce i spojrzał mi w oczy. W jego brązowych oczach już nie było strachu, a spokój i ciepło. Po chwili powiedział: „Oto Panna pocznie i porodzi Syna, któremu nada imię Emmanuel, czyli Bóg z nami”.
Kamień spadł mi z serca! Co za ulga! Rzuciliśmy się sobie w objęcia. Kilka dni później wzięliśmy ślub.
W dniu naszych zaślubin czekałam na mojego Pana Młodego który przyszedł po mnie ze swoimi przyjaciółmi w orszaku. Dostaliśmy błogosławieństwo od naszych rodziców, a potem Józef prowadził mnie przez miasto do swojego domu. Przez całą tą drogę przechodziliśmy szpalerem pochodni, które oświecały nam nie tylko drogę, ale i twarze naszych gości. Na niektórych z nich był serdeczny uśmiech, łzy wzruszenia, a na niektórych grymas zgorszenia.
Józef mówił mi wtedy do ucha, że wiemy swoje i jesteśmy w tym razem. To był nasz dzień i weseliliśmy się przez kilka dni. Zapamiętam te dni do końca życia.
Gdy zaczęłam się zadomawiać w nowym miejscu, a mój brzuch był coraz większy, wyszedł dekret cesarza Augusta o spisie ludności. Spisowi temu zmuszony był poddać się również Józef.
Pochodził z rodu i z domu Dawida.
Nie uśmiechało mi się iść 4 albo 5 dni do Betlejem. Może uda nam się wrócić przed rozwiązaniem? Jednak na wszelki wypadek spakowałam całą swoją wyprawkę, czyli kilka płócien i jedzenie. Nie mieliśmy nic więcej.
Aby było mi trochę łatwiej przeżyć tą podróż Józef kupił dla mnie osiołka. Bardzo się na jego widok ucieszyłam. Jeszcze bardziej liczyłam na to, że uda się nam wrócić.
Do Betlejem jest dosyć wyboista droga, więc raz po raz czułam uciskanie na brzuch.
Momentami czułam, że „chyba” mam lekkie skurcze.
Sama nie wiedziałam czy to właśnie „to”. Nie miałam pojęcia jak je powinnam czuć. W końcu to moja pierwsza ciąża.
Czując więc dyskomfort wsłuchiwałam się czy to tylko napięcie czy coś więcej. Schodziłam wtedy z osła i szłam sama przez jakiś czas. Chciałam też ulżyć nieco naszemu osiołkowi. To była trudna droga. Słońce grzało, zawiewał piasek w oczy i nie raz brakowało mi tchu. Dłużej też nam zeszło niż zazwyczaj, bo robiliśmy częstsze przystanki. W nocy, gdy spaliśmy pod gołym niebem ogrzewało nas ciepło osiołka, a ja przed zaśnięciem dotykałam swojego brzucha, a synek bardzo się wiercił. Czasem przeszkadzało mi to spać.
Pomyślałam sobie wtedy, że przecież o płci dziecka dowiedzieć się można dopiero przy porodzie. A ja już to wiem.
Od rana nie było żadnych oznak zbliżającego się porodu.
W końcu dotarliśmy do Betlejem, którego nazwa oznacza „dom chleba”. Zgłodniałam. Było bardzo tłoczno i nie mogliśmy znaleźć żadnego noclegu.
Skurcze pojawiały się coraz częściej i nabierały na sile.
Szukając schronienia na noc dostałam lekkiej paniki, że nie chcę rodzić w tłumie ludzi, że nie chcę aby ktokolwiek mnie wtedy widział.
Brzuch napinał się i twardniał. Oho, zaczyna się. Już nie miałam wątpliwości. Józef uspokajał mnie, że jest niedaleko grota, która była kiedyś zamieszkana przez zwierzęta. W tamtym momencie było mi już wszystko jedno, teraz jak sobie o tym myślę, to było to szalone. Ale nie było nic lepszego.
Znaleźliśmy grotę. Zostałam w niej sama, a Józef pognał w poszukiwaniu żydowskiej położnej.
O, jak się cieszyłam, że mogę się schować. Zaczęłam się uspokajać i skupiać tylko na tym co tu i teraz. Pan był w każdym moim oddechu. W momencie przerwy między skurczami, spojrzałam w stronę wyjścia z groty i zobaczyłam gwiazdę, która nabierała na sile, stawała się coraz większa spośród innych. Wiedziałam, że tej nocy urodzę.
Trudno właściwie mówić o czasie, ponieważ straciłam poczucie czasu. Nie wiem ile Józefa nie było. Jednak nie czułam się samotna. Czułam, że Bóg jest ze mną. Że jestem źrenicą Jego oka, a ta grota jest jak cień Jego skrzydeł.
Poddałam się procesowi. Wszystko toczyło się swoim własnym rytmem. A ja nie chciałam z tym walczyć.
Tak bardzo pragnęłam wziąć w ramiona moje maleństwo! Wiedziałam, że za chwilę je zobaczę.
Spojrzałam jeszcze raz w niebo, ale tej wielkiej gwiazdy już nie widziałam. Teraz zaczęłam czuć ogromną potrzebę parcia. Poczułam ulgę. Klęknęłam.
Wyciągam ręce gotowe przyjąć moje dziecko, które zaczęłam pragnąć jak nic na świecie.
W mocnym, długim skurczu rodzi się główka, zaraz potem łagodnie wyślizguje się małe ciałko.
Przyjęłam swoje dziecko, które było dla mnie najjaśniejszym i najpiękniej pachnącym dzieckiem świata! Cała drżę ze szczęścia.
Udało się! Urodziłam!
Jaki on nieskazitelny, jaki malutki, wciąż połączony ze mną pępowiną.
Byłam szczęśliwa, dumna, a ponadto pojawiło się jakieś nowe uczucie – uczucie, którego dotychczas nie doświadczyłam. Zalała mnie fala szczęścia i miłości.
Jestem mamą.
Chwilę później wrócił Józef z położną.
Położna sprawdza, czy ze mną i z dzieckiem jest wszystko w porządku.
Po niedługim czasie urodziłam łożysko, a położna ucięła pępowinę i dokładnie sprawdzała czy z nami wszystko dobrze. Józef zapalił ognisko, aby było nam cieplej, a następnego dnia wziął łożysko i zakopał je w ziemi niedaleko groty.
Gdy nakarmiłam synka słodko usnął i nie mogłam się na niego napatrzeć.
Jak to się stało, że jesteś?
Kim Ty jesteś? Po prostu – Jesteś.
Owinęłam go w płótno i położyłam w żłobie.
Nie tak wyobrażałam sobie miejsce porodu, jednak całkowicie zeszło to na dalszy plan.
Józef otoczył mnie swoim ramieniem i czułam w tym, że również Bóg da nam wszystko czego nam potrzeba.
Patrzyliśmy z mężem na śpiące dziecko przepełnieni szczęściem.
Spytałam się Józefa: „Jak go nazwiemy?”
A on na to: „Bóg z nami”.
.
Czego możemy się nauczyć z historii porodowej Maryi?
Napisz w komentarzu
💙💙💙
Wesołych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia!
Dzięki Narodzinom mamy Jezusa i mamy siebie: nasze rodziny, nasze dzieci.
A dzięki Jezusowi Chrystusowi mamy szansę na życie w Wiecznej radości!
Wesołych Świąt!
🎄🎄🎄🎄🎄
Jeśli wolisz słuchać to na kanale YouTube
„Historie porodowe” możesz odsłuchać tej historii.
Bibliografia:
„Przewodnik po Biblii”, oficyna wydawnicza „Vocatio”, Warszawa 1997, s. 94, 516
„Przewodnik apologetyczny”, J. McDowell, oficyna wydawnicza „Vocatio” Warszawa, s. 165-169, s. 297
„Komentarz Żydowski do Nowego Testamentu” D.H. Stern, s. 173-178
Pismo Święte Nowego i Starego Testamentu, najnowszy przekład z języków oryginalnych z komentarzem, Edycja Świętego Pawła, 2011
(opierałam się również na Apokryfach)